sobota, 30 sierpnia 2008

Chyba jednak "not to be"


Wszystko dziś przemawia za... nawet ciężko klikać w klawisze. Mam wrażenie, że coraz wolniej idzie mi pisanie - coraz leniwiej przesuwam wzrok po tekście. Najchętniej w ogóle bym tego nie robił. Zabawne - jak zwykłe czynności na które nigdy nie zwraca się uwagi potrafią czasami sprawiać trudności.
Uśmiech - czynność która wymaga uniesienia kącików ust, lekkiego podniesienia brwi i żeby nie był tylko czynnością - chęci. A "chęć" toooooo... zbyt skomplikowana czynność, abym mógł ją zrozumieć. Już zapomniałem czym ona jest. Nie mam chęci. W ogóle jej nie mam - a jak chcę sobie przypomnieć jak to jest chcieć, to wyobrażam sobie, że jestem tabletką rozpuszczalną w wodzie - musującą aspiryną, która trwa przez moment. Wtedy wiem co znaczy chcieć zniknąć... wchłonąć się w nicość. Mam taką ochotę być powietrzem... wiatrem.
Ale to nie możliwe - sen jest namiastką nieistnienia. Dlatego chciałbym spać. Życie byłoby piękne, gdyby słońce nigdy nie wschodziło. Wieczna noc byłaby cudowna. Spać, spać, spać...

czwartek, 28 sierpnia 2008

Koszmar, beznadzieja, nadzieja, niby norma i podejrzenia...


... tytuł jak sinusoida. Ale tak to właśnie wygląda. Spanikowałem - i choć wiem, że nie jestem w tej sytuacji niewinny - prawdopodobnie moja stanowczość i czasami uciekanie się do czegoś co mój facet określa jako "szantaż psychiczny" - a ja to po prostu nazywam "wykładaniem tego co czuje w danej sytuacji" spowodowały, że jesteśmy ze sobą już ponad 6 lat. Czy to jednak bycie czy "bycie"... na to nie odpowie nikt, łącznie z nami.
No beznadzieja - kiedy się dowiedziałem, że to jednak "bycie", że on już dawno chciał żeby to się skończyło - tylko ja mu nie pozwoliłem na tego realizację. I znowu mój "szantaż" i z znowu nadzieja. Dlaczego "znowu"? Bo podobne historie, choć w nie takim natężeniu (choć już sam nie wiem - zawsze wydaje mi się, że tego nie przeżyje, że jest tak źle)już przeżywałem.
Niby norma - bo usłyszałem, że "skoro nie chcę to się nie rozstaniemy". Oczywiście, że nie chcę. Ale to nie zmienia faktu, że ciągle się boję, że mogę zmarnować czas mojemu Misiowi - że może mija go właśnie szansa na coś wspaniałego czego ze mną nigdy nie zaznał i pewnie nigdy nie zazna :-( Ale boje się też, że choć nie jest między nami cudownie i idealnie - to w moim odczuciu zazwyczaj jest fajnie, bądź OK - i że jeśli go teraz stracę - to już nigdy nie będę z nikim. I szczerze - nie ma takiej opcji, żebym kiedykolwiek i z kimkolwiek tak się zaangażował w związku jak teraz. Tutaj wszystko postawiłem na jedna kartę kiedy miałem 19 lat... no i może dlatego teraz takie rozterki: może za wcześnie, może samemu lepiej, a może gorzej. Nic nie wiem - nigdy nie byłem sam - nie jestem w stanie ocenić swoich możliwości. Mam przeczucie, że sam zginę i wszyscy o mnie zapomną. Już teraz zapominają - a może to ja nie chcę o nikim pamiętać

sobota, 23 sierpnia 2008

Pozory?


Niby wszystko ok... pozory? Wspólna kawa - nawet dwie. Zabawny program w telewizji, plany na dzień - może kino, knajpka. A może spacer? A może wszystko razem? Zaplanujmy - Internet prawdę nam powie.
Wczoraj, gdy go nie było mi powiedział. Że tamten za Nim tęskni... Tak jak w tej piosence...
I teraz planujemy. Internet prawdę mi powie. W kinie nic nie grają... Ale z komputera płynie TA piosenka. O tęsknocie. Nie za mną. Pozory?
....
A na miejscu. Niby fajnie. Uśmiech - żart - zero powagi. Dobre jedzonko. I... sms przychodzi, sms wychodzi, sms przychodzi - jak trzeci nieproszony gość. Tylko jak go wyprosić?

piątek, 22 sierpnia 2008



Bardzo słodko śpi kotuś... śpi - bardzo mu zazdroszczę tego co robi zwykle. Od jakiegoś czasu mam możliwość dorównywania mu w ilości snu na dobę. Jak tak dalej pójdzie to pewnie będę nawet lepszy - bo on przynajmniej od czasu do czasu chodzi jeść i pić. Ja co prawda też, ale ostatnio zdarza mi się otworzyć lodówę i dojść do wniosku, że nie ma tam nic czego zjedzenie sprawiło by mi przyjemność...
Głupie nie? Nigdy bym nie pomyślał, że nawet do jedzeniu trzeba widzieć sens... bo inaczej człowiek je tylko wtedy, gdy robi mu się niedobrze z głodu, tak jak mi dzisiaj.

Ale o co chodzi? No właśnie doszedłem do wniosku, że nie wiem od czego warto zacząć.

...

Próbuje sobie odpowiedzieć, jak mogłem dopuścić do sytuacji w której po ponad 6 latach w moim odczuciu udanego związku czekam sam w domu na swojego chłopaka, który całkiem szczerze - z chcę wierzyć nieudawaną skruchą - wyznał mi, że spotyka się z innym chłopakiem. Generalnie zadaje mi pytanie: dlaczego się smucę? przecież przez większość czasu jest ze mną?

Wiem, że nie mam prawa nic robić - bo on prawdopodobnie doszedł do wniosku, że już nie warto być ze mną - że z nim będzie mu lepiej. I pewnie ma racje. Ja nie dam mu już tego co on mu da... bo ciężko jest mi patrzeć mu w oczy, ciężko jest mi z nim rozmawiać o czym innym jak tylko o tym jak się czuje... ale żeby się już nie powtarzać to zazwyczaj po prostu milczę lub płaczę lub śpię... bo kiedy w jakiś sposób uda mu się zmobilizować mnie do mówienia - to mówię... tylko szczerze. A potem jestem zdziwiony, że słyszę od niego to wszystko czego wcześniej się domyśliłem...

Czy wyrzuciłem to z siebie? Nie... wszytko jest skomplikowane i pewnie nikt nie ma ochoty tego słuchać... łącznie ze mną. Ale blog wszystko przyjmie.