wtorek, 24 lutego 2009

Wariat! Zwariowałem i niech tak zostanie.

Chce wieżyć, że to nie sen. W Piątek na dyżurze pojawił się chłopiec... Student. 23 lata. Urody nieprzeciętnej. Rozmawialiśmy chwilę... pomyślałem, że skoro dyżur się kończy to może warto spróbować kontynuować rozmowę przy piwie. Wypiliśmy po 2.
Nie potrafiłem przestać go słuchać. Wszystko o czym mówił było tak pełne pasji i optymizmu. Radości i otwartości. Zaproponował wizytę u niego. Rozmawialiśmy. I nic więcej... Może poza tym że dystans między nami mimo nieśmiałości się skracał. Ale dlaczego byłem nieśmiały... Czy to jest właśnie onieśmielenie? Nie mogłem przestać o nim myśleć. Spotkaliśmy się w niedzielę i poniedziałek. Mogłbym patrzeć na jego uśmiech miesiącami, na to jak rozmawia latami. Jestem z niego dumny... Z tego kim jest, z tego że sobie radzi. Że jest zupełnie inny niż ja. Niechce już nic więcej... Czuje, że stało się cos w co nigdy nie wierzyłem. On jest cudowny - i ma najpiękniejsze imię na świecie. Mariusz, Mariuszek... Kochany Niedźwiadek. Jest prawie 3 w nocy - a ja nie chce dziś spać.

poniedziałek, 16 lutego 2009

Głupia nadzieja - beznadzieja

Celem wyjaśnienia poprzedniego postu - to miał być mejl, który miałem mu wczoraj wysłać. Znowu dobiłem nizin nastroju... zadzwoniłem, nie wiedziałem co chcę usłyszeć - wszak wszystko co usłyszeć mogłem nawet jeśli wyrażane przez Niego w dobrej intencji będzie mi przypominało, że nie ma nas. No po godzinnej rozmowie napisałem tego mejla... ale nie wysłałem. Bo po co... Dziś wraca do domu. Kolejny powrót - nic dziwnego, w końcu to jego mieszkanie. Zobaczę się z nim po raz pierwszy od piątku. Cieszę się. Że zobaczę jego twarz, że być może mnie dotknie, że będzie, że przez od czasu do czasu przez kilka sekund uda mi się zapomnieć o rzeczywistości. Nie chcę myśleć o całej udręce, która pojawi się jutro - o rozpaczy. Chcę myśleć o tym, że jak się w nocy obudzę to będę mógł dotknąć jego włosów, że gdy zmarznę - będę miał się do kogo przytulić.
Odchodząc od tego co wyżej - jak mam się czuć, gdy przyjaciel mówi - "Znasz zasadę, jeśli ktoś nie chce sobie pomóc to nie da mu się pomóc. Ty nie chcesz sobie pomóc", albo, gdy facet mówi: "Lubisz być smutny, ciepiący", gdy jednocześnie wiem, że chce sobie pomóc, ani nie lubię cierpieć? Dowód: Chciałbym być niezależny, chciałbym się śmiać tak naprawdę - nie zakładając maski... Ale kto ma rację? I czy "przyjaciel" może zadać takie pytanie nadal będąc przyjacielem? To jest tak jakby powiedział - "Wiesz co - nie chce mi się już Ciebie szukać. Jak sobie poradzisz to będzie dowód na to, że tego chciałeś. A wtedy się do mnie zgłoś".
Dordzy pomagacze - zasada wyżej jest prawdziwa, ale nie mówcie tego nigdy osobie, której chcecie pomóc! Koniec

niedziela, 15 lutego 2009

Piszę mejl, bo chyba łatwiej zebrać myśli. Pomyślałem, że nawet jeśli ja inaczej postrzegam te nasze lata, ale dla Ciebie one były udręką - to lepiej, że dzieje się tak jak się dzieje - bo gdzieś tam na końcu może wyjdzie Nam to na dobre. Na kilka sekund po naszej prawie godzinnej rozmowie pojawia mi się myśl - "kiedyś będzie lepiej". Ale szybko znika. I tak już zostaje. A teraz przeraża mnie ogrom rzeczy które muszę zrobić - od kontaktu z jakimś prawnikiem do pisania pracy mgr i szukania pracy, która pozwoli mi na utrzymanie się, od nauczenia się znoszenia ciszy do nauczenia się że nie ma Cię przy mnie nie "tylko" fizycznie, ale w ogóle. Boje się, że nigdy sobie nie poradzę...

sobota, 17 stycznia 2009

Usprawiedliwienie


Doszło do tego, że siedzę na czacie - pierwszy raz po wielu latach. Kamerka, piwko i gadaka o niczym z jakimś kolesiem, lat 20... Zamiast się uczyć, bo to chyba jedyne w czym teraz moja niewielka nadzieja na to, że kiedyś sobie sam poradzę... Skąd się we mnie wzięło to uzależnienie? Skąd ta niewiara w to, że mogę żyć samodzielnie? Kurwa - nie wiem. Mogę się domyślać, ale nie wiem. Zresztą nawet gdybym wiedział to co z tego? Co miałoby mi to dać. Usparwiedliwienie? .... a komu miałbym je przedstawić, i z czego zwolnić?

Fakty: Tomek spędza kolejny weekend w pierdolonego gnoma, ja - sprawdzam do domu bliskiego znajomego - bardzo miło spędzamy czas, ale nie kilku minut bez myślenia o Tomku, o tym co teraz robi :(

czwartek, 1 stycznia 2009

Sylwester inny niż wszystkie

No i mamy 2009 rok. Jak zwykle mieliśmy imprezę Sylwestrową w domu. Znowu byli na niej ludzie z którymi nie specjalnie miałem o czym gadać. Tak naprawdę większości z nich nie znałem. Zresztą - co już chyba powinno się leczyć - czułem ogromną niechęć do ludzi w ogóle.
Tego ostatniego dnia 2008 około południa wracałem z praktyki w szpitalu do domku. Zadzwoniłem do Misia, żeby go spytać czy kupić cos po drodze, co by nie musiał wychodzić z domku bez potrzeby... Dość długo nie odbierał telefonu - naiwnie pomyślałem nawet, że może jeszcze sobie słodko śpi. Odebrał. Usłyszałem: "nie, nic nie kupuj - ja wszystko kupię, bo jestem w centrum...". Acha, cos cicho w tym centrum - cicho jak w pokoju. Dotarło do mnie, że jest u tego dzieciaka :-( Wpadłem w panikę, zrobiłem mu awanturę przez telefon. Powiedział, że już wraca... Kiedy wrócił ją zdążyłem już wypić pół butelki Tokaja, wysłuchać kilku dobitnych piosenek Chylińskiej i paść na pysk pogrążając się w nieopisanym smutku. To było trudne, ale - nie wiem - chyba w jakiś sposób oczyszczające dla mnie. Chciałem, żeby Miś był koło mnie. Kiedy wrócił nic się już nie liczyło - nie potrafię się na niego złościć. Rozmawialiśmy - to musiało być trudne, bo chyba nic z tej rozmowy nie pamiętam. Pamiętam tylko, że znowu chciałem opowiedzieć o swoim smutku. Udalo mi się jakoś zebrać do kupy - w końcu trzeba było jakoś przeżyć to zakończenie najtrudniejszego roku w moim życiu. Roku w którym znowu wszystko przewróciło się do góry nogami. Roku w którym kolejny raz musiałem podjąć próbę przewartościowania swoich "wierzeń". Roku w którym mocno do mnie doszło, że tak naprawdę jestem sam.
Jakby na podsumowanie tego wszystkiego - facet naszego znajomego ( którego bardzo lubię ) puścił się z chłopaczkiem, rozwalając kolejne tzw. szczęście. P., czyli ten którego lubię, jeszcze nic nie wie. Wszystko kręci się w okół seksu... rzygać się chce.
A po przebudzeniu... rozmawiałem z Misiem. Zrozumiałem. Chyba wybaczyłem... nie wiem co będzie dalej, wiem, że ból w sercu pozostanie. Zadra na umyśle też. I obawa. Przed człowiekiem, bo "facet to świnia" :-(