sobota, 17 stycznia 2009

Usprawiedliwienie


Doszło do tego, że siedzę na czacie - pierwszy raz po wielu latach. Kamerka, piwko i gadaka o niczym z jakimś kolesiem, lat 20... Zamiast się uczyć, bo to chyba jedyne w czym teraz moja niewielka nadzieja na to, że kiedyś sobie sam poradzę... Skąd się we mnie wzięło to uzależnienie? Skąd ta niewiara w to, że mogę żyć samodzielnie? Kurwa - nie wiem. Mogę się domyślać, ale nie wiem. Zresztą nawet gdybym wiedział to co z tego? Co miałoby mi to dać. Usparwiedliwienie? .... a komu miałbym je przedstawić, i z czego zwolnić?

Fakty: Tomek spędza kolejny weekend w pierdolonego gnoma, ja - sprawdzam do domu bliskiego znajomego - bardzo miło spędzamy czas, ale nie kilku minut bez myślenia o Tomku, o tym co teraz robi :(

czwartek, 1 stycznia 2009

Sylwester inny niż wszystkie

No i mamy 2009 rok. Jak zwykle mieliśmy imprezę Sylwestrową w domu. Znowu byli na niej ludzie z którymi nie specjalnie miałem o czym gadać. Tak naprawdę większości z nich nie znałem. Zresztą - co już chyba powinno się leczyć - czułem ogromną niechęć do ludzi w ogóle.
Tego ostatniego dnia 2008 około południa wracałem z praktyki w szpitalu do domku. Zadzwoniłem do Misia, żeby go spytać czy kupić cos po drodze, co by nie musiał wychodzić z domku bez potrzeby... Dość długo nie odbierał telefonu - naiwnie pomyślałem nawet, że może jeszcze sobie słodko śpi. Odebrał. Usłyszałem: "nie, nic nie kupuj - ja wszystko kupię, bo jestem w centrum...". Acha, cos cicho w tym centrum - cicho jak w pokoju. Dotarło do mnie, że jest u tego dzieciaka :-( Wpadłem w panikę, zrobiłem mu awanturę przez telefon. Powiedział, że już wraca... Kiedy wrócił ją zdążyłem już wypić pół butelki Tokaja, wysłuchać kilku dobitnych piosenek Chylińskiej i paść na pysk pogrążając się w nieopisanym smutku. To było trudne, ale - nie wiem - chyba w jakiś sposób oczyszczające dla mnie. Chciałem, żeby Miś był koło mnie. Kiedy wrócił nic się już nie liczyło - nie potrafię się na niego złościć. Rozmawialiśmy - to musiało być trudne, bo chyba nic z tej rozmowy nie pamiętam. Pamiętam tylko, że znowu chciałem opowiedzieć o swoim smutku. Udalo mi się jakoś zebrać do kupy - w końcu trzeba było jakoś przeżyć to zakończenie najtrudniejszego roku w moim życiu. Roku w którym znowu wszystko przewróciło się do góry nogami. Roku w którym kolejny raz musiałem podjąć próbę przewartościowania swoich "wierzeń". Roku w którym mocno do mnie doszło, że tak naprawdę jestem sam.
Jakby na podsumowanie tego wszystkiego - facet naszego znajomego ( którego bardzo lubię ) puścił się z chłopaczkiem, rozwalając kolejne tzw. szczęście. P., czyli ten którego lubię, jeszcze nic nie wie. Wszystko kręci się w okół seksu... rzygać się chce.
A po przebudzeniu... rozmawiałem z Misiem. Zrozumiałem. Chyba wybaczyłem... nie wiem co będzie dalej, wiem, że ból w sercu pozostanie. Zadra na umyśle też. I obawa. Przed człowiekiem, bo "facet to świnia" :-(