poniedziałek, 16 lutego 2009

Głupia nadzieja - beznadzieja

Celem wyjaśnienia poprzedniego postu - to miał być mejl, który miałem mu wczoraj wysłać. Znowu dobiłem nizin nastroju... zadzwoniłem, nie wiedziałem co chcę usłyszeć - wszak wszystko co usłyszeć mogłem nawet jeśli wyrażane przez Niego w dobrej intencji będzie mi przypominało, że nie ma nas. No po godzinnej rozmowie napisałem tego mejla... ale nie wysłałem. Bo po co... Dziś wraca do domu. Kolejny powrót - nic dziwnego, w końcu to jego mieszkanie. Zobaczę się z nim po raz pierwszy od piątku. Cieszę się. Że zobaczę jego twarz, że być może mnie dotknie, że będzie, że przez od czasu do czasu przez kilka sekund uda mi się zapomnieć o rzeczywistości. Nie chcę myśleć o całej udręce, która pojawi się jutro - o rozpaczy. Chcę myśleć o tym, że jak się w nocy obudzę to będę mógł dotknąć jego włosów, że gdy zmarznę - będę miał się do kogo przytulić.
Odchodząc od tego co wyżej - jak mam się czuć, gdy przyjaciel mówi - "Znasz zasadę, jeśli ktoś nie chce sobie pomóc to nie da mu się pomóc. Ty nie chcesz sobie pomóc", albo, gdy facet mówi: "Lubisz być smutny, ciepiący", gdy jednocześnie wiem, że chce sobie pomóc, ani nie lubię cierpieć? Dowód: Chciałbym być niezależny, chciałbym się śmiać tak naprawdę - nie zakładając maski... Ale kto ma rację? I czy "przyjaciel" może zadać takie pytanie nadal będąc przyjacielem? To jest tak jakby powiedział - "Wiesz co - nie chce mi się już Ciebie szukać. Jak sobie poradzisz to będzie dowód na to, że tego chciałeś. A wtedy się do mnie zgłoś".
Dordzy pomagacze - zasada wyżej jest prawdziwa, ale nie mówcie tego nigdy osobie, której chcecie pomóc! Koniec

Brak komentarzy: