czwartek, 28 sierpnia 2008

Koszmar, beznadzieja, nadzieja, niby norma i podejrzenia...


... tytuł jak sinusoida. Ale tak to właśnie wygląda. Spanikowałem - i choć wiem, że nie jestem w tej sytuacji niewinny - prawdopodobnie moja stanowczość i czasami uciekanie się do czegoś co mój facet określa jako "szantaż psychiczny" - a ja to po prostu nazywam "wykładaniem tego co czuje w danej sytuacji" spowodowały, że jesteśmy ze sobą już ponad 6 lat. Czy to jednak bycie czy "bycie"... na to nie odpowie nikt, łącznie z nami.
No beznadzieja - kiedy się dowiedziałem, że to jednak "bycie", że on już dawno chciał żeby to się skończyło - tylko ja mu nie pozwoliłem na tego realizację. I znowu mój "szantaż" i z znowu nadzieja. Dlaczego "znowu"? Bo podobne historie, choć w nie takim natężeniu (choć już sam nie wiem - zawsze wydaje mi się, że tego nie przeżyje, że jest tak źle)już przeżywałem.
Niby norma - bo usłyszałem, że "skoro nie chcę to się nie rozstaniemy". Oczywiście, że nie chcę. Ale to nie zmienia faktu, że ciągle się boję, że mogę zmarnować czas mojemu Misiowi - że może mija go właśnie szansa na coś wspaniałego czego ze mną nigdy nie zaznał i pewnie nigdy nie zazna :-( Ale boje się też, że choć nie jest między nami cudownie i idealnie - to w moim odczuciu zazwyczaj jest fajnie, bądź OK - i że jeśli go teraz stracę - to już nigdy nie będę z nikim. I szczerze - nie ma takiej opcji, żebym kiedykolwiek i z kimkolwiek tak się zaangażował w związku jak teraz. Tutaj wszystko postawiłem na jedna kartę kiedy miałem 19 lat... no i może dlatego teraz takie rozterki: może za wcześnie, może samemu lepiej, a może gorzej. Nic nie wiem - nigdy nie byłem sam - nie jestem w stanie ocenić swoich możliwości. Mam przeczucie, że sam zginę i wszyscy o mnie zapomną. Już teraz zapominają - a może to ja nie chcę o nikim pamiętać

Brak komentarzy: